Pandemia to okres niezwykle trudny dla branży transportu publicznego. Ze względu na wysokie ryzyko zakażenia i obawy z tym związane, pasażerowie przesiadają się do samochodów. Jest to poważny problem dla przewoźników, którzy tracą źródło utrzymania. Jak radzi sobie polski sektor transportu kolejowego w dobie COVID-19?
Tegoroczny lockdown był ogromnym szokiem finansowym dla całego sektora kolejowego. Choć sytuacja z miesiąca na miesiąc zaczęła się poprawiać, to nadal jesteśmy daleko od stabilizacji i względnej “normalności”.
Według danych Międzynarodowego Stowarzyszenia Transportu Publicznego komunikacja publiczna, przy zachowaniu odpowiedniego reżimu sanitarnego, jest jedną z najbezpieczniejszych przestrzeni publicznych w dobie pandemii. Pomimo tego, wśród społeczeństwa utworzyła się opinia niezwykle szkodliwego wpływu komunikacji publicznej na wzrost zakażeń i pogorszenie sytuacji epidemiologicznej na terenie kraju. Jest to problem, który powinniśmy rozwiązać wspólnymi siłami. No dobrze, ale jak to wyglądało od początku?
Na podstawie danych statystycznych dotyczących przewozów pasażerskich, w marcu roku 2020 przewieziono blisko 37% pasażerów mniej niż w okresie analogicznym w roku 2019. Dane wskazują jednoznacznie na społeczną rezygnację z usług transportu publicznego, czego efektem była rezygnacja z części przewozów kolejowych. W przypadku 37-procentowego spadku powinniśmy mówić o gwałtownym tąpnięciu. Spadek obrotów o ⅓ jest poważnym zagrożeniem dla każdego przedsiębiorcy.
Jednakże jest to wynik uśredniony dla całego kraju. W niektórych zakątkach Polski, liczba przewiezionych pasażerów w czasie trwania pandemii zmniejszyła się o 95% w porównaniu do okresu analogicznego lat poprzednich. Biorąc pod uwagę powyższe statystyki, można śmiało stwierdzić, że kolej czekają chude miesiące i mozolne działania mające na celu odbudowę liczby pasażerów do poziomu sprzed lockdownu.
Co więcej, brak stabilnego wzrostu liczby pasażerów kolejowych znacznie nadszarpnie rentowności polskich kolei – zwłaszcza w przypadku przewoźników uruchamiających połączenia komercyjne.
Sektor kolejowy odbił się od dna i zaczął proces odbudowy, jednak druga fala koronawirusa znów pokrzyżowała szyki kolejarzy.
Bez wątpienia, najbardziej pożądaną grupą pasażerów pod względem biznesowym są ludzie korzystający wyłącznie z usług transportu publicznego jako głównego środka komunikacyjnego.
Druga fala COVID-19 spowodowała, że uczniowie szkół podstawowych, średnich i wyższych musieli przejść na tryb edukacji zdalnej. Podobnie, choć na o wiele mniejszą skalę, stało się z pracownikami, którzy w wielu przypadkach przeszli na pracę zdalną. W rezultacie sektor kolejowy po raz kolejny wpadł w ogromne tarapaty. Korzystny finansowo okres powrotu uczniów i studentów do zajęć stacjonarnych zakończył się po zaledwie dwóch miesiącach. Kolejarze znów liczyli straty.
Niestabilna sytuacja biznesowa sektora kolejowego to również wynik działań partii rządzącej, która nie oferuje i nie przygotowuje realnego planu działania i uwolnienia gospodarki, który w najmniejszym stopniu dałby spółkom namiastkę stabilizacji i możliwość egzekwowania planów odbudowy branży kolejowej. Wzajemnie wykluczające się wypowiedzi czołowych polityków sprawiają, że tak naprawdę nie wiadomo czy i w jakim stanie przetrwa branża kolejowa.
Być może w wyniku zmian kulturowych i gospodarczych, w kolejnych latach polska kolej odnotuje zaskakujące zyski. Jest to jednak kwestia odległa, a kolejarze muszą skupić się na “tu i teraz”. Bo w końcu, nikt jeszcze nie zdołał najeść się obietnicami i nadzieją na lepsze jutro.
(fot. pixabay.com)