Już początek roku zwiastował, że problemy z koronawirusem w Chinach mocno wpłyną na globalne relacje handlowe, które się skurczą. Lockdown w Europie pogłębił kryzys. Jak wygląda handel z Chinami po pierwszej fali epidemii?
W obliczu kryzysu ważna jest struktura stosunków handlowych, które łączą Polskę z Państwem Środka. Dotychczas importowaliśmy z Chin towary na sumę 110 miliardów zł w ciągu roku. Nasz eksport był przeszło dziesięciokrotnie mniejszy. Pierwsze obawy o przestoje handlowe, które pojawiły się w polskich mediach branżowych na przełomie stycznia i lutego, nie do końca znalazły odzwierciedlenie w realnej gospodarce. Dochodziło do tego wspomnienie sytuacji z 2003 roku, gdy zaburzenia gospodarcze spowodowało pojawienie się i rozprzestrzenianie SARS.
Przed pojawieniem się w Polsce symptomów epidemii prognozowano, że najbardziej wrażliwe są branże korzystające z chińskiego sprzętu elektronicznego i tekstyliów.
Obawiano się, że wygaszenie produkcji w Chinach zmusi polskich odbiorców do poszukiwania dostawców np. elektroniki na innych rynkach, co nie będzie proste. Okazało się jednak, że w dużej mierze zaspokojono to zapotrzebowanie dzięki rezerwom magazynowym. W styczniu platforma Aliexpress nawet zwiększyła dostawy do naszego kraju. Wygaszanie życia gospodarczego w Polsce zbiegło się zaś z jego przywracaniem w Państwie Środka, co pozwoliło ograniczyć skutki kryzysu. Niektórzy analitycy podkreślają, że czas przestoju w gospodarce zbiegł się z Chińskim Nowym Rokiem, gdzie i tak fabryki na dwa tygodnie przestają pracować.
Analitycy przewidywali przy tym, że chiński eksport w marcu 2020 zmaleje o przynajmniej 14% w stosunku do analogicznego okresu w poprzednim roku. W rzeczywistości zmniejszenie wolumenu eksportu wyrażonego w dolarach dokonało się zaledwie na poziomie 6,6%. Biorąc pod uwagę zakres ingerencji w życie gospodarcze – nie był to wcale bardzo zły wynik.
Obecnie panuje przekonanie o raczej krótkofalowych zaburzeniach w handlu z Chinami, gdzie wpływ ma koronawirus. Już we wczesnych przewidywaniach twierdzono, że wprawdzie na kłopotach z epidemią w Państwie Środka stracą gospodarka światowa i najpewniej także Polska, ale kluczowa będzie sprawność, z jaką chińskie władze poradzą sobie z problemem.
Wyłączenie z normalnego funkcjonowania prowincji Hubei, gdzie zaczęły się kłopoty, dotknęło przecież znajdujące się tam fabryki motoryzacyjne – Boscha i Foxconn’a (producent sprzętu elektronicznego). Tak, jak cały świat patrzył z niepokojem na początki epidemii w Chinach, tak też z niedowierzaniem dostrzegał radykalne metody walki z podstępnym wrogiem, na które postawiono w Państwie Środka.
Sytuacja światowego handlu w perspektywie pandemii w Chinach stała się jednak okazją do dalszych rozważań. Wprawdzie, o ile nie pojawi się gwałtowny nawrót zachorowań, pesymistyczne scenariusze się nie ziszczą, ale co, gdyby stało się inaczej? W przyszłości może się przecież pojawić kolejna choroba pandemiczna, stoimy zaś w obliczu wojny handlowej między USA a Chinami. Wiele globalnych podmiotów dostrzegło, jak bardzo niekorzystne może być uzależnianie się od dostaw towarów z jednego kraju. Poszukiwanie źródeł dla ich dywersyfikacji może być kosztowne, ale kusi perspektywą ubezpieczenia własnego biznesu właśnie na wypadek niespodziewanych przestojów handlowych.
Również Chiny zdają sobie sprawę z powagi sytuacji i być może zaowocuje to ekspansją chińskich firm poza granicami kraju. Rozproszenie mocy produkcyjnych także na inne terytoria może im pomóc.
Jeszcze w maju można było przeczytać raporty, które wieszczyły załamanie się globalizacji po koronawirusie, czego pierwszą ofiarą miał być globalny handel. Regionalizacja gospodarcza, wzrost protekcjonizmu i spadek znaczenia Chin miały być kolejnymi symptomami kryzysu. Obecnie wydaje się jednak, że jeśli coś w poważny sposób zagraża globalizacji gospodarczej, to są to raczej stosunki amerykańsko-chińskie, niż rezultaty samej pandemii.
(fot. pixabay.com)