Mieli spać w samochodach w lokalnym lesie, a policja uznała ich za złodzei. Jak się wkrótce okazało, to Polacy padli ofiarą nieuczciwego pracodawcy i praktyk biznesowych, które przerzucają ryzyko na zatrudnionych kierowców. Czy doczekają się szczęśliwego zakończenia sprawy?
Wszystko zaczęło się od tego, że Polacy nie otrzymali wynagrodzenia za swoją pracę. To właśnie wtedy złożyli wspólnie wypowiedzenie, w wyniku którego zostali wyrzuceni z hotelu pracowniczego. Kierowcy zatrzymali jedynie kluczyki od samochodów, które miały posłużyć jako środek nacisku. Jak poinformowali na łamach niemieckiego serwisu „Deutsche Walle”, Polacy zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli wrócą do ojczyzny, to nigdy nie ujrzą na oczy swoich pieniędzy.
Podczas czterech dni spędzonych w lesie, byli zmuszeni do tłumaczenia się funkcjonariuszom nasyłanych przez byłego pracodawcę, który oskarżał ich o kradzież samochodów. Jak się okazało, pieniądze na pożywienie otrzymywali od rodzin w Polsce. Szef przedsiębiorstwa pozostawał nieugięty ani myślał o uregulowaniu zaległości z 13 polskimi kierowcami.
Sytuacja poprawiła się dopiero po interwencji dziennika „Gazeta Wyborcza”. Historia Polaków szybko rozniosła się po sieci i trafiła do firmy spedycyjnej GLS, której podwykonawcą był przedsiębiorca zatrudniający Polaków. GLS opłaciła kierowcom hotel, a w ciągu kilku dni doszło do porozumienia między przedsiębiorcą a Polakami.
Kierowcy jednak jak na razie nie mają powodów do radości – będą ukontentowani dopiero po otrzymaniu przelewów.
(Fot. Pixabay)